W domu Urszuli i Marka trwają przygotowania do Wielkanocy. Ma być to wydarzenie wyjątkowe – mieszkająca w Anglii córka bohaterki, studentka Oksfordu, zamierza przedstawić swojego narzeczonego. Z
"Mazurek" to debiutancki krótkometrażowy film Julii Kolberger, który zrealizowała w 2013 r. – na podstawie własnego scenariusza – w ramach programu "30 minut" Studia Munka.
W domu Urszuli i Marka trwają przygotowania do Wielkanocy. Ma być to wydarzenie wyjątkowe – mieszkająca w Anglii córka bohaterki, studentka Oksfordu, zamierza przedstawić swojego narzeczonego. Z tej okazji przybywają także ojciec dziewczyny z młodą żoną. A gdy córka staje w progu ze swoim wybrankiem, to… Wtedy się dopiero zaczyna!
Pojawienie się angielskiego "chłopaka" – starszego pana z bagażem doświadczeń – staje się pretekstem do wzajemnych złośliwości i oskarżeń. Relacje bohaterów są naznaczone wyrzutami i niezasklepionymi ranami, a napięcie między nimi narasta z każdą minutą. Aż wreszcie wybucha.
Tytułowy mazurek wprost odnosi się do sytuacji bohaterów. Pojawia się kilkakrotnie i za każdym razem wygląda… coraz gorzej. I bardzo wymownie podsumowuje fabułę. Co więcej, ten tradycyjnie podawany podczas Wielkanocy w każdym polskim domu specjał mocno kontrastuje z nietradycyjnością filmowej rodziny. To zresztą nie jedyny kontrast, jakim posłużyła się reżyserka. Obraz zamieszkanego przez elitę, pięknego i okazałego domu wypełnionego działami sztuki, książkami, luksusowymi trunkami i rodzinnymi zdjęciami, również jest niespójny z wydarzeniami, które rozgrywają się w jego scenerii i które dzięki temu stają się bardziej wyraziste. W podobnym duchy są przedstawieni bohaterowie.
Do projektu udało zaprosić plejadę świetnych aktorów: Pawła Królikowskiego, Romana Gancarczyka, Aleksandrę Domańską i Martę Juras. A spośród obsady wyróżnia się przede wszystkim Kinga Preis. Doskonale oddała ona lęki Urszuli. Jej wizerunek eleganckiej, nowoczesnej, świetnie wykształconej i docenianej dziennikarki gryzie się z tym jak bardzo jest niepewna siebie i jak łatwo wpada w pułapkę stereotypów i nieprzerobionych frustracji.
Ważną funkcję w filmie pełni muzyka, a właściwie… jej brak. Muzyka niczego nie sugeruje – widz musi polegać tylko na zagranych przez aktorów emocjach. Większości scen nie towarzyszą dźwięki. A tam, gdzie się pojawiają, są mylące. Bo przecież w scenie otwierającej, kiedy Urszula zmaga się z przygotowaniem mazurka, rozbrzmiewa wesoły "Dance Boheme" Bizeta, a w scenie, w której pełni wzajemnych pretensji i napięć bohaterowie składają sobie wymuszone życzenia w tle słyszymy kojące dźwięki "Koncertu fortepianowego C-Dur" Mozarta.
Nie można zapomnieć również o zdjęciach. Kamera Jakuba Gizy z uwagą przypatruje się postaciom, podąża za nimi, śledzi ich twarze, mimikę, gesty i obnaża ukryte za sztucznymi uprzejmościami prawdziwe uczucia.
"Mazurek" to film aż po brzegi wypełniony emocjami. Reżyserka z nienachalną ironią i odrobiną gorzkiego humoru ukazuje, jak nieoczekiwanie uwolnione ukrywane głęboko lęki niszczą z pozoru poukładane życie rodzinne i sprawiają, że bliscy sobie ludzie wzajemnie się ranią. Świetne kino! Z niecierpliwością czekam na kolejne projekty Julii Kolberger.