ten film niezwykle "międzywierszowo" przekazuje gorzką prawdę życia, jaką jest zależność punktu widzenia. Dramat jednego człowieka może być wybawieniem dla kogoś innego. Scena w szpitalu, gdy zrozpaczona Cristina Peck mija w holu pełną nadzieji i oczekiwań Mary Rivers, żonę Paula. NAstępnie zwraca naszą uwagę na kolejność następujących po sobie wydarzeń. Cristina, która pragnie śmierci Jordana na końcu filmu czuje wdzięczność za pomoc w uratowaniu życia Riversa. Świetna scena gdy wymieniają spojrzenia w szpitalu. Nie ma tam miejsca na zbędne słowa. Reżyser okazuje widzowi szacunek, niczego nie daje na tacy, niczego nie tłumaczy wprost. pozwala nam osobiście domyślać sie ukrytych znaczeń. Ja odebrałem ten film jako klucz do drzwi, przez które reżyser pozwala mi przejść samemu. Daje do myślenia. Jakie ogromne tragedie mogą nam przynieść szczęście? Ile warte jest nasze życie, jeżeli jesteśmy w stanie poświęcić wszystko by się zmienić a los płata nam tak potworne figle?! Ile jesteśmy w stanie znieść? Na jakie próby wystawi nas Bóg? Konsekwencją czyjego cierpienia jest moje szczęście? Pomyślcie o tym. Pozdrawiam wszystkich miłośników filmu, a wiem, że tak,ich tutaj nie brakuje :)